O diecie, dobrze i złu

Moje przekonania dietetyczne są troszkę awangardowe. Za zdrowe żarcie uważam to tłuste, mało tego, są to tłuszcze zwierzęce, jedyny wyjątek to olej kokosowy. Konkretnie moja dieta to paleo. Idea diety paleo mówi żeby jadać to, na co genom człowieka jest ewolucyjnie przystosowany. Czyli to, co jadali ludzie w paleolicie, gdyż zmiany ewolucyjne od tego czasu nie mogły być wielkie. Od tego, co jadali nasi przodkowie dużo łatwiej jest powiedzieć, czego nie jadali, a co jada współczesny człowiek. Przede wszystkim wyizolowanych cukrów i olei(w paleolicie nikt nie uprawiał buraków cukrowych ani rzepaków czy pszenicy). Posiłki tylko o bardzo niskim indeksie glikemicznym i ładunku glikemicznym. Jadano głównie zwierzęta. Taka dieta jest zdrowa, wcale nie tuczy i nie chodzi się na niej głodnym, tłuste posiłki sycą na długo, nie jak w przypadku posiłków węglowodanowych.

Diecie paleo zarzuca się często, że w ewolucji organizmy się nie liczą, liczy się tylko powielanie genów.W związku, z czym odrzuca się pomysł, jako by ludzie na tej diecie byli zdrowsi. Nie zgadzam się z tym tokiem rozumowania, empiria też nie. Dajmy na to gdybyśmy chcieli pić wyłącznie wodę wysoko mineralizowaną, do której nasi przodkowie nie mieli dostępu, to nie pożyjemy za długo, po prostu nasze nerki nie są do tego przystosowane. Na pszenicy pożyjemy dużo dłużej, co nie oznacza, że jest to dobry pokarm. Nie wykluczam, że można znaleźć i przykłady dobrego pożywienia nie-paleo, ale uważam, że powoływanie się w dietetyce na ewolucję jest całkiem dobrym argumentem .

Wiecie, czym jest "paradoks" francuski? Francuzi jedzą zgodnie z dietą paleo, nie do końca zgodnie, ale zbliżenie i coraz mniej. Mają najmniejszą zapadalność na choroby serca, krążenia i są szczupli też coraz mniej. I to jest właśnie ten "paradoks" mięcho i tłuszcz zwierzęcy z jednej strony a z drugiej zalecenia mainstreamowej dietetyki będącej na usługach koncernów spożywczych.

Mainstreamowa dietetyka mówi, że za owy paradoks odpowiada duże spożycie wina. A konkretnie pewnego związku chemicznego w nim zawartego - resweratrolu. Tylko, czemu Włosi piją nie wiele mniej a są bardziej otyli i mają o ok 70% większą śmiertelność na wspomniane choroby? Cóż Włosi już paleo nie są, a może to chodzi o różnice genetyczne, jakie się wytworzyły między tymi nacjami? Czy to lepsze wytłumaczenie od diety paleo? Statystyki tu i tu.

Winowajcą nie jest tłuszcz, tłuszcz zwierzęcy i olej kokosowy są zdrowe. Winę ponoszą węglowodany, a konkretnie hormon otyłości - insulina, która się wytwarza po ich spożyciu. Plotka niesie, że już Niemcy przed II wojną światową skutecznie leczyli wychudzenie podając insulinę. Wcale nie zwiększali kaloryczności posiłków a ludzie tyli jak szaleni. Jedząc węglowodany przy okazji nabywa się insulinooporności. I z wiekiem wydziela się coraz to więcej insuliny. To dlatego ludzie starsi maja wolniejszy tzw. metabolizm, pracują na to w młodości, na choroby też. Jaskiniowcy otyli też raczej nie byli. Kulturyści od dawna wiedzą, że aby tracić tkankę tłuszczową trzeba pozbyć się węglowodanów z diety. Jeśli znacie jakiegoś to spytajcie się o jakieś bieganie. Zapewniam was, że nie znajdziecie żadnego rzetelnego kulturysty, który by polecał bieganie na odchudzanie, większość poleci dietę nisko węglowodanową. Nie znaczy to że, bieganie czy inne sposoby nie mogą pomóc w trzymaniu linii, ale, że są to sposoby minimalnie skuteczne a najczęściej szkodliwe. Wysoka aktywność fizyczna i dieta "mniej żreć" są szkodliwe, gdyż na dłuższą metę zmuszają organizm do przejścia w tryb oszczędzania(efekt jojo). Gdy organizm zacznie "się martwić", zaczyna robić zapasy w postaci tkanki tłuszczowej. Tak to sobie ewolucja "wymyśliła". Dopiero bardzo radykalne odcięcie dostarczanej energii spowoduje trwałą utratę tkanki tłuszczowej. Nie muszę chyba pisać jak bardzo dieta z Oświęcimia jest szkodliwa? To, co tu przedstawiłem to nie są jedyne korzyściami z diety paleo. Ale po resztę odsyłam do wujka Google.

Jeśli chodzi o samą dietę, to osobiście nie jestem aktualnie skłonny do podawania proporcji składników odżywczych. Dokładne proporcje to zawsze kwestia indywidualna. Myślę, że wystarczy po prostu orientacyjnie jadać tak jak to jest wskazane na poniższej piramidce. Tłuszczu powinno być mniej-więcej tyle co białka. Podroby powinny być szczególnie wysoko cenione. Pieczywa najlepiej nie jadać wcale. Jadamy do syta. Zwracam też uwagę na to, że o przynależność danego produktu do diety decyduje biochemia nie taksonomia. Np. to, że w paleolicie nie jadano oleju kokosowego nie ma znaczenia ponieważ jadano zwierzęta, a olej kokosowy pod względem biochemii jest jak tłuszcze zwierzęce, ma nawet naturalnie stałą konsystencje, czego nie można powiedzieć o margarynie do której dodaje się utwardzaczy. Na kaloryczność posiłków nie powinno się w ogóle zwracać uwagi. Pomysł, że ilość kalorii uzyskana w procesie palenia składników odżywczych, jest istotna w diecie, jest tak niedorzeczny jak pomysł, że ilość kalorii uzyskana z palenia uranu jest istotna przy budowie bomby atomowej.

Dietę należy wprowadzać powoli(nim starsza osoba tym wolniej), uczucie głodu jest regulowane głownie przez poziom cukru we krwi, także nagłe odcięcie węgli spowodowałoby go sporo, a nawet zasłabnięcie w przypadku cukrzyka. Przy niektórych chorobach dieta paleo może być niewskazana, ale też wiele chorób można nią wyleczyć, tu ponownie odsyłam do wujka Google, tylko nie wierzcie mu na słowo. Szczególnej uwadze polecam blog dziedzictwosandowa Nie mam wątpliwości, że odpowiednio zbilansowana dieta społeczeństwa podniosła by średnią długość życia powyżej poziomu 100 lat.

Było o diecie to teraz o s*********h, mowa oczywiście o big farmie, koncernach spożywczych, mediach, dietetykach, politykach i…. nie niecierpliw się za chwilę, się dowiesz. S*******e o wszystkim wiedzą.  W zasadzie to nie ma co pisać, to same truizmy.  Każdy trochę rozgarnięty domyśla się, że wyżej wymienionym bytom nie zależy zbytnio na dobrze.  Nikt chyba nie uwierzy, że oni manipulują z myślą o dobrze zwierząt czy matki natury. Koncerny spożywcze mają górę hajsu na sprzedaży batoników, cukrolad (to, co sprzedają to nie czekolady),  tych wszystkich węglowodanowych produktów. Robią tak, ponieważ wiedzą, że apetyt rośnie w miarę jedzenia węglowodanów, czyli w miarę nabywania insulinooporności, a nie dotyczy to tłuszczu. Jak już utuczą ludzi to sprzedają im produkty, które są nieco mniej tuczące, ale wcale nie takie, które mogłyby wyeliminować otyłość. Wszystkie te produkty slim to bomby węglowodanowe lepsze od chipsów tylko tym, że o niskim indeksie glikemicznym. Big farma zyskuje na „leczeniu” chorób powstałych w wyniku złej diety.  Media i dietetycy są albo przekupieni albo boją się zadzierać z wielkimi tego świata, praca jest cenniejsza, może to nawet ich szefowie, ale też ludzie pracujący w tych zawodach do najmądrzejszych nie należą. Chodzi im o to by gonić króliczka, ale tak, aby go nie złapać, bo jak go złapią to nie będzie popytu na ich usługi. Chyba nie wierzycie w to, że człowiek potrafi wysłać innego człowieka na księżyc a nie potrafi zinterpretować głupich statystyk. Gdyby nie internet o niczym byśmy się nie dowiedzieli. Media i oficjalne instytucje dietetyczne napiszą prawdę tylko wtedy, gdy widzą jak manipulacja się sypie albo będą bezczelnie zaprzeczać jak w przypadku 11 września. Nam pozostaje tylko podziękować wyżej wspomnianym panom tego świata, obniżmy im w nagrodę podatki.
10 megakorporacji, kliknij aby powiększyć, mapka nie jest idealnie poprawna.


Pozostaje mi jeszcze przypomnieć ostatnią grupę s*******i, czyli nas samych, nas mięsożerców. Mimo olbrzymich korzyści zdrowotnych z diety paleo, moralny bilans dobra i zła z takiej diety prawie każdemu wydaje się dużo gorszy niż z diety wegetariańskiej, a to właśnie intencje świadczą o psychologicznym dobrze lub źle jednostek. Jednak skoro nic nie ginie* to nie da się maksymalizować dobra i minimalizować zła. Zło jak i dobro urastają do statusu nieskończenie trwałego tzn. jednego i drugiego jest po prostu nieskończenie wiele, a nie da się powiększyć czegoś nieskończonego, nie ma większych i mniejszych nieskończoności (może są ale pojęcie pozanieskończoności jest absurdalne). Przecież mimo, że liczby podzielne bez reszty przez 3 są rzadziej rozmieszczone w ciągu kolejnych liczb naturalnych niż inne liczby naturalne, to liczb tych jest tyle samo co innych liczb naturalnych. Moralność utylitarystyczna nie ma sensu w takim świecie. Zresztą gdyby zło i dobro były nietrwałe to też taka moralność nie miałaby sensu, zło mogłoby się pojawiać cyklicznie, trzeba by doprowadzić do niepojawiania się go raz na zawsze. Jedyną możliwością na zmaksymalizowanie bilansu dobra i zła jest doprowadzenia do zginięcia zła. W naszym świecie, w tym jak z książki. Jedynym sposobem na poprawę bilansu wydaje się trwałe zniszczenie wszelkiego trwałego zła (wyrażenie "zniszczenie trwałego" też jest absurdalne), ale my nie mamy takiej mocy (to kwestia quasi empiryzmu), a jej zdobycie wydaje się niemożliwe (jest to zwykła ekstrapolacja, liczenie na samozbawienie ludzi jest nie mniej zabobonne niż religijność). Kogoś z taką mocą trzeba by zwać Bogiem, choć niekoniecznie Absolutem. Jednak istnienie Boga nie jest mniej absurdalne od koncepcji ludzkiej boskości. Gdy wprowadzamy do obrazu świata choćby jedną absurdalność, to nie ma powodu by nie uznać innej absurdalności. Teoretycznie możemy się zgodzić na to, że jesteśmy wszechmocni, albo, że zło jest dobrem. Nie jest to bardziej absurdalne od innych absurdów. Absurd się nie stopniuje. A świat ze dwoma absurdami, nie jest bardziej absurdalny, niż z jednym. Nie ma też żadnej wagi argument ad absurdum.

*Z drugiej strony jednak świadomość nasza jest nierealna w takim sensie jak w fizyce kwantowej należałoby interpretować funkcję falową, gdy obiekt funkcji falowej nie jest obserwowany to nie istnieje, w tym sensie, również ból nie istnieje gdy nie odczuwam bólu, nie jestem jego świadom. Być może świadomość jest w czasie i nie należy twierdzić, że przeszły bądź przeszły ból istnieje, mimo tego, że świat materialny nie jest w czasie i można powiedzieć, że wszystkie siedem cudów starożytnego świata istnieją, istnieje też ciało moje jako ciało bobasa i starca?